środa, 6 czerwca 2012

Czwarty.

*Oczami Zayna

- Spytam się ostatni raz. Gdzie jest mój telefon?!
- Na prawdę nie wiem. - mówiła przez łzy pokojówka.
- Kobieto! Tylko ty sprzątałaś dzisiaj w moim pokoju, a jeszcze rano go tu widziałem. Więc nie kłam i powiedz mi co z nim zrobiłaś!
- Przysięgam, że to nie ja go wzięłam.
- Nie no mam już tego dość! - krzyknąłem po czym podszedłem do niej.
- Co się tu dzieje? - do mojego pokoju weszła mama.
- Dobrze, że jesteś. Alice ukradła mój telefon.
- To nie prawda. Nie jestem złodziejką.
- Tak? Tylko ona sprzątała dzisiaj moją sypialnię.
- Pozwól ze mną. - zwróciła się mama do naszej pracowniczki. Bez stawiania zbędnych oporów opuściła z moją mamą pomieszczenie i zapewne skierowały się do gabinetu. Miałem nadzieję, że w końcu ją zwolni. Przecież nikt nie będzie trzymał pod dachem złodzieja. Po paru minutach zszedłem na dół. Zasiadłem wygodnie w fotelu. W końcu do salonu przyszła mama.
- I co? - spytałem.
- Upiera się, że to nie ona go wzięła.
- No to niby kto?!
- Nie wiem. Chociaż mam wiadomość, która cię usatysfakcjonuje.
- Jaką?
- Zwolniłam ją.
- Wreszcie! - wstałem z fotela. Już miałem opuszczać to pomieszczenie kiedy usłyszałem za sobą głos mojej rodzicielki.
- Gdzie idziesz? - spytała mnie.
- Wychodzę.
- Ale wróć przed siódmą bo będziemy mieli gości.
- Niby kogo?
- Jakiegoś rodzinę pana, z którym twój ojciec robi interesy.
- Johannsonów?
- Nie tym razem. Bądź na czas.
- Postaram się, ale nic nie obiecuję.
- Zayn!
- No już dobra, będę.
- Tak lepiej. Miłego dnia i pamiętaj żebyś się nie spóźnił. - opuściłem pokój. Szedłem korytarzem aż do wyjścia. W końcu stanąłem przed domem. Podszedłem pod swój zaparkowany na podjeździe samochód.  Wyciągnąłem kluczyki. Otworzyłem. Wszedłem do środka. Odpaliłem go i ruszyłem przed siebie. Nagle na siedzeniu obok usłyszałem sygnał mojej komórki.
- A więc tutaj go zostawiłem! - powiedziałem uśmiechając się od ucha do ucha. Czyli oskarżyłem Alice o coś czego nie zrobiła i straciła przeze mnie pracę. No nic. Znajdzie sobie nową. Nie będę się przejmował losem innych. Jedynie swoim. Przecież jestem synkiem premiera. Nikt nie wchodzi mi w drogę, robię to co chcę, kiedy chcę, bez żadnych konsekwencji. Ojciec i jego znajomości ze wszystkiego mnie wyciągnął. Ludzie boją się nawet podnieść na mnie głos. Zaraz. Była taka jedna, na którą wpadłem. Nie przejmowała się kim jestem i darła na mnie swoją buźkę. Ale to nic. Taki oryginał jeden na milion.

- Już jestem! - krzyknąłem wchodząc do domu.
- Dobrze. Przebierz się w jakieś elegantsze ubrania.
- Przecież dobrze wyglądam.
- No tak, ale mógłbyś założyć jakąś marynarkę.
- Mamo, nie dramatyzuj. Jest dobrze.
- No niech będzie. Chodźmy do salonu.
- Już są?
- Jeszcze nie, ale za chwilę powinni się zjawić.
- No to chodźmy.
- Cześć tato. - przywitałem ojca kiedy przyszliśmy do salonu.
- Cześć Zayn. Dobrze, że już jesteś.
- Mama mnie prosiła, no więc postanowiłem wpaść dzisiaj na kolację. Tak to zjadłbym na mieście. - ojciec zdążył pokiwać tylko głową, kiedy po naszej rezydencji rozniósł się dźwięk dzwonka.
- Już są. - po chwili nasz lokaj przyprowadził trójkę ludzi do salonu. W tym jedną znajomą mi twarz.
- Dobry wieczór. - powiedział mężczyzna.
- Dobry wieczór.
- Witaj Jack. - mój stary zwrócił się do mężczyzny, a następnie kobiet, które mu towarzyszyły. - A to za pewne twoja żona i córka. Urodę odziedziczyła po mamie.
- Dziękuję. - powiedziała czerwieniąc się.
- To zanim służba przygotuje kolację, pokarzę ci moją kolekcję znaczków. Zbieram je od dzieciństwa, aż do dzisiaj.
- Bardzo chętnie obejrzę. - po czym znikneli za ścianą. Następnie moja mama poszła pokazać tej pani ogród, a ja zostałem sam z dziewczyną, którą potrąciłem na chodniku. W pomieszceniu panowała niezręczna cisza. Cały czas patrzyłem w stronę owej istoty.
- Jestem Zayn. - postanowiłem zabić ciszę.
- Charlotte. - uścisnęła wyciągniętą przeze mnie rękę.
- Miło mi. - powiedziałem od niechcenia. - Ile masz lat?
- Kobiet się nie pyta o wiek. - rzuciła. Widocznie moja osoba nie przypadła jej do gustu.
- Tak się mówi. Ale kiedy ktoś się spyta dobre wychowanie nakazuje odpowiedzieć.
- Za parę miesięcy skończę 18.
- No to jesteśmy w tym samym wieku, tylko że ja już miałem urodziny.
- No wszystkiego najlepszego, tylko że spóźnione. - brązowowłosa wysiliła się na uśmiech.
- Dzięki.
- Proszę pana! Panie Zayn! - do salonu przyszedł nasz rodzinny kamerdyner.
- Tak William?
- Widział pan gdzieś Alice?
- Już u nas nie pracuje. Moja matka zwolniła ją dzisiaj rano. Jeden problem z głowy.
- Jak to się stało?
- Nie ważne. Lepiej przyłóż się do roboty, bo podzielisz jej los.
- Przepraszam. - odpowiedział i pospiesznie opuścił to pomieszczenie.
- Wybacz. O czym to rozmawialiśmy? - zwróciłem się z powrotem do Charlotte.
- Ty każdego tak traktujesz? - spytała.
- Ale jak?
- Źle. Jak gorszego od siebie.
- Może. A coś w tym złego?
- Długo by wymieniać. - rzuciła.
- Coś ci nie pasuje?
- Tak. Ty, twoja pozycja i zachowanie oraz sposób w jaki traktujesz innych.
- Nic ci do tego.
- Wiem. Jednak chciałam ci tylko uświadomić jakim palantem jesteś. Widocznie nikt wcześniej tobie tego nie powiedział.
- Nie obchodzi mnie to co taka osoba jak ty o mnie myśli.
- Bo nie jestem bogata? Moi starzy nie mają pozycji równej twoim?
- Tak może dlatego. - pewnie dalej byśmy się sprzeczali, gdyby nie to, że nasi ojcowie wrócili do pomieszczenia, a po nich matki. Po paru minutach udaliśmy się na kolację, a kiedy się skończyła nasi starzy przeszli do rozmowy o interesach. O godzinie 21 rodzinka Watsonów udała się do siebie do domu. Ja bez słowa wyszedłem z domu. Przez ten czas myślałem o tej idiotce. Jak ona w ogóle śmie zwracać mi uwagę? No bo niby kim ona jest? Jedno skinienie palca i nie bedzie taka mądra...


*Oczami Rosalie

Na podwórku panowała okropna pogoda. Siedziałam w pracy za ladą. Dzisiaj mieliśmy mały ruch. Sala była pusta. Kiedy nagle usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Ku mnie zmierzał jakiś chłopak. Był to średniej wielkości blondyn o niebieskich oczach. Przez dobrą chwilkę przyglądał się mi.
- Dobry wieczór. - przywitał mnie w końcu. 
- Dobry wieczór. Co podać? 
- A co mogłabyś mi polecić?
- Szejka. - powiedziałam bez zastanowienia.
- Haha. To na pewno. Tylko chodzi mi jakiego?
- Może truskawkowego.
- Lubisz?
- Tak. Jest dobry.
- No to ja poproszę jednego truskawkowego, dwa bananowe i czekoladowe.
- Też dwa?
- Tak.
- Dobrze. Czy to wszystko?
- Tak dziękuję.
- Dobrze. 30 złotych.
- Proszę. - podał mi pieniądze.
- Dziękuję. Zaraz przyniosę twoje zamówienie.
- Może być do tamtego stolika? - wskazał na miejsce przy oknie na końcu pomieszczenia.
- Spoko. - odpowiedziałam mu, po czym podeszłam do wielkiej przerażającej mnie maszyny i zrobiłam szejki. Kiedy na tacce leżało całe zamówienie wzięłam ją do rąk i poszłam w kierunku stolika, przy którym siedział mój klient.
- Proszę bardzo. - powiedziałam rozkładając kubki. - Życzę smacznego. - już miałam odchodzić kiedy się do mnie zwrócił.
- Nie przysiądziesz się? - spytał.
- Ja chyba nie mogę. Jestem w pracy.
- To nic. Siadaj.
- W sumie może pięć minut mi nie zaszkodzi. - po czym zrobiłam to o co chłopak prosił. W tedy podsunął mi truskawkowego szejka a ja spojrzałam na niego z pytającą miną.
- Powiedziałaś, że smakuje ci truskawkowy więc go zamówiłem dla ciebie.
- Dzięki, ale nie musiałeś.
- Wiem, ale chciałem. Tak poza tym nazywam się Niall Horan.
- Miło mi, ja Rosalie Montgomery. A tak w ogóle gdzie są twoi znajomi?
- Czemu o to pytasz?
- Bo zamówiłeś pięć szejków, jeden dałeś mi, jeden dla ciebie, a reszta...
- Też dla mnie.
- Aha. To musisz być strasznie głodny.
- Dla mnie dzień jak co dzień. Po prostu lubię jeść. - ja już myślałam, że chłopak głoduje, jest niedożywiony a on mi tu z pasją do jedzenia wyskakuje? Takie troszkę dziwne. No ale ok, nie wnikam.
- Nie widać.
- Wszyscy mi to mówią. - chwilę pogadaliśmy.
- Muszę wracać do pracy, bo za chwilę zamykamy.
- Już tak późno? - spytał patrząc na wyświetlacz swojej komórki. - Muszę iść. Dziękuję za miło spędzony czas. Na razie.
- Cześć. - odprowadziłam go wzrokiem aż do drzwi. Po dwudziestu minutach zamknęliśmy lokal. Każde z nas udało się w swoje strony. Wracałam pieszo do sierocińca. Szłam chodnikiem, patrząc na mijające mnie samochody. Kiedy doszłam pod park. Było tam strasznie ciemno. Nie wszystkie latarnie świeciły. Szłam cały czas prosto. Nagle usłyszałam za sobą czyjeś kroki. Nie rozglądając się przyśpieszyłam tempa. Osoba za mną zrobiła tak samo. Zaczęłam biec. Akurat miałam dobrą kondycję. Minęłam zakręt. Kroki ucichły. Na wszelki wypadek obejrzałam się za siebie. Nikogo tam nie było. Już miałam ruszać w dalszą drogę kiedy nagle ktoś wyskoczył z krzaków.
- Myślałaś, że mi uciekniesz? - spytał mnie chamsko. Chłopak na oko miał ze dwadzieścia lat.
- Szczerze mówiąc tak.
- No to źle myślałaś. - już wyciągał łapska w moją stronę kiedy ja puściłam się pędem. Pech chciał, że był ode mnie szybszy. Złapał mnie i zaczął szarpać.
- Czego ode mnie chcesz? - spytałam.
- Zabawić się. - wyszczerzył się, po czym próbował rozsunąć mi bluzę. W tedy ja z całej siły nadepnęłam mu na stopę. Jęknął z bólu, lecz w dalszym ciągu mnie trzymał.
- Proszę cię, zostwam mnie. - błagałam. Byłam wystraszona. Nigdy nie spotkałam się z taką sytuacją.
- A jak nie to co? - spytał chamsko.
- To w tedy pożałujesz swojej decyzji.
- Nie boję się, a szczególnie dziewczyn.
- Nie słyszałeś, co mówiła? - obruciłam się. Za nami stanął jakiś Mulat.
- Synek premiera. Będę miał przerąbane?
- Jeśli stąd nie znikniesz to owszem. - osoba trzymająca mnie natychmiast wypuściła ze swoich sideł i szybkim krokiem odeszła z miejsca zdażenia. - W porządku? - zwrócił się do mnie.
- Tak, dzięki. Chociaż sama na pewno dałabym sobie radę.
- Nie wątpię. - chłopak zaczął się śmiać pod nosem. - Mieszkasz gdzieś niedaleko?
- Na obrzeżach miasta.
- Zawiozę cię.
- Nie trzeba.
- To nie była propozycja. - popatrzył na mnie łobuzersko.
- Niech ci będzie.
- Tak w ogóle jestem Zayn Malik.
- Ja Rosalie Montgomery.
- Miło mi. - niebawem znaleźliśmy się pod samochodem chłopaka. Wsiedliśmy do środka. Podałam mu adres i ruszyliśmy w drogę. Niedługo dojechaliśmy pod sierociniec. - No i jesteśmy. - Zayn rozejrzał się po okolicy. - Ty jesteś...
- Sierotą? - dokończyłam za niego. - Tak, owszem.
- Przykro mi.
- Tak, mnie też. Ale w życiu jedni mają trudniej, drudzy łatwiej. Tak już po prostu jest. Dziękuję za podwiezienie i małą pomoc w parku.
- Nie ma za co. - uśmiechnął się do mnie, co ja odwzajemniłam. Wysiadłam pośpiesznie z auta i poszłam w kierunku drzwi do mojego domu, na ostatnią noc w tym miejscu...

____________________________________________
Cześć :* Przed Wami kolejny, już czwarty rozdział. Nie jest w sumie najlepszy, ale również nie najgorszy. Próbowałam coś fajnego wymyśleć i napisać, ale przychodziły mi inne pomysły, które z pewnością ukażą się w dalszych losach naszych bohaterów. Już je nawet napisałam i muszę przyznać, że jestem z nich zadowolona.
Dziękuję również, że czytacie, wchodzicie i komentujecie. To strasznie mnie motywuje. W końcu bez waszego uznania nie dostanę literackiej nagrody Nobla, o której pisałam poprzednio.

Trzymajmy kciuki za Polskę pod czas otwarcia Euro 2012.
Do następnego :*

21 komentarzy:

  1. Świetny rozdział. Poza tym zakochałam się w tym białym samochodzie należacym do Malik. <3
    Czekam na nstępną część.

    [trzynasty-dzien-milosci.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  2. jak zwykle super.
    liczę na to , że szybko dodasz kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pokazałaś dwie twarze Zyna co mi się bardzo podobało,ciekawa jestem ,która jest prawdziwa. Genialny rozdział tak po prostu i czekam na następny ;DD

    http://i-am-not-perfect-but-who-is.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. dzieje się dzieje ! ;)

    zapraszam do siebie na rozdział 12 ;3
    www.paradise-with-you.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak zawsze świetny. Zayn jest chamski ale to że uratował tą dziewczynę wzruszył mnie;d Biedna Alice zwolnił ją choć tego nie zrobiła. Niall kupił jej shake truskawkowego;D Lubię takiego najbardziej :)
    Czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny <3 Dobrze,że Zayn ją uratował ;D No i Niall.. Już myślałam, że jest z kimś,ale on wziął te szejki dla siebie ;P Czekam na następny <3

    Też trzymam kciuki za naszych ;D

    OdpowiedzUsuń
  7. Super ♥
    Ciekawie psizesz czekam na neexta :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak zwykle świetny rozdział. Interesuje mnie jak dalej potoczą się losy bohaterów... twoje opowiadanie jest inne po prostu nie można się od niego oderwać :p Czekam na next'a :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Ojezu ! Ada, pisz pisz ! wciągasz niesamowicie ;D łał . ;D Mam nadzieję, że nie przestaniesz, masz talent ;P Zapraaszam na mojego bloga myślę, że się spodoba . www.eyfashion.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetne! ;))
    Ale z tego Zayna to niezły próżniak i zarozumialec...
    Czekam na kolejny rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
  11. No no no to mnie Zayn zaskoczył. Robi się to bardzo ciekawe, fajnie kreujesz postacie. Nie zostaje mi nic innego tylko czekać na kolejny rozdział :)

    [shouldletyougo.blogspot.com]
    [stolemyhearttonight.blog.onet.pl]

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetneeee.! Naprawę robi się coraz ciekawiej :) I oczywiście będę trzymać kciuki za Polskę ^^

    OdpowiedzUsuń
  13. Łoł, jakie fajne ! :D Nie no, czekam na nn , nie ma bata i oczywiście obserwuję . :) dzięki za pozytywny komentarz. :)) pozdro. ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. super rodział , rozkręca się uhuh :3
    Czekam na następny i zapraszam do siebie na nowy : one-direction-inmylife.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  15. Świetny, świetny, świetny, świetny *.* uwielbiam Twoje opowiadania *.*

    OdpowiedzUsuń
  16. Uhuhu coraz bardziej się rozkręca . Zayn typowy bad boy , poprostu ahhh . no nic czekam na kolejne rozdziały :) x

    OdpowiedzUsuń
  17. faajniutkie, czekam na dalej <3

    OdpowiedzUsuń
  18. mam ochotę przyjebać Zaynowi. ale ciekawie jest ;)) strasznie mi się podoba!! wiesz, czytałam twoj 1 rozdział, a potem zapomniałam który to twój blog, i tyle go szukałam, ale w końcu znalazłam, i się jaram! <33
    uwielbiam cię ;**

    + u nas 5 ;))

    OdpowiedzUsuń
  19. OO tak ^^ Ten rozdział zwala z nóg czekam na next a póki co zapraszam cię do mnie. Założyłam nowy blog http://more-than-this-by-justyna.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń