czwartek, 5 lipca 2012

Jedenasty.

*Oczami Louisa

Droga pod rezydencję Johannsonów nie zajęła mi w cale dużo czasu. Jechałem w skupieniu. Nie chciałem powtórki z przed niecałej godziny. Dobrze, że w porę zahamowałem i nic się nie stało tej dziewczynie, Julie. Kiedy już zaparkowałem samochód, wysiadłem z niego i udałem się w stronę wejścia do domu mojego pracodawcy. Olivera nie było. Wyszedł wczesnym rankiem do firmy. Zdążył mi jedynie dać tą całą przesyłkę, którą musiałem komuś dostarczyć. Jego żona, Donna, była na spotkaniu ze swoimi przyjaciółkami. Wydawało mi się, że ich dzieci były w domu. Miałem racje. Kiedy znalazłem się na piętrze, usłyszałem jak brat z siostrą kłócą się. Ich głosy dobiegały z za zakrętu. Stanąłem w bezruchu i przysłuchałem im się.
- Nie zbliżaj się do niej Nick!
- Bo co?!
- Bo Isabelle jest moją przyjaciółką i po prostu trzymaj się od niej z daleka!
- A co ci to przeszkadza?
- Nie udawaj debila!
- Na prawdę nie wiem. - zaczął się zgrywać.
- Nie chcę byś ją skrzywdził.
- No co ja poradzę, że na świecie jest tyle pięknych kobiet. - już miała coś mówić, ale jej brat dalej ciągnął tą wypowiedź. - No i nic nie poradzę, że Isabelle sama się do mnie klei.
- Co?
- Nie mów, że tego nie widzisz. Kiedy tylko mnie widzi zaczyna się ślinić na mój widok. W sumie powiedziałbym, że ona tak do każdego. Prędzej czy później tak wylądujemy w jednym łóżku, a ty na to nic nie poradzisz, Cat. - już miała go uderzyć, kiedy on złapał jej rękę. - Lepiej tego nie rób. - powiedział puszczając siostrę i odchodząc z miejsca zdarzenia. Minął się ze mną i zszedł na dół.
- Nienawidzę go!
- Powiedz to mu. - powiedziałem jej. Momentalnie odwróciła się w moją stronę.
- Louis, co ty tutaj robisz?
- Pracuję. - powiedziałem.
- Nie płacimy ci za podsłuchiwanie.
- Co?! O co ci chodzi?
- W porządku.
- Ale ja nie podsłuchiwałem.
- Tylko winny się tłumaczy.
- Skąd wiesz, że podsłuchiwałem?
- Jestem mądra.
- Nie zaprzeczę. Ale tak poważnie.
- Kiedy ja krzyknęłam, że go nienawidzę, wiedziałeś, że chodzi mi o mojego brata.
- Bo się przed chwilę z nim minąłem. - powiedziałem. Ona tylko popatrzyła na mnie tym swoim spojrzeniem, typu ,,nie rozśmieszaj mnie''. - No okey, ale to było niechcący.
- Spokojnie, przecież cię nie zabiję.
- Przecież wiem. - powiedziałem, po czym zapadła cisza.
- Jak tam Felicity? - spytała Catherine po chwili milczenia.
- Nie jest z nią dobrze, ale na szczęście jej stan się nie pogarsza.
- Znaleźliście już dawce?
- Jeszcze nie. - popatrzyłem na nią, a ona na mnie. - Polubiła cię. Dziękuję, że ją odwiedzasz w wolnych chwilach.
- Nie masz za co dziękować. Przyjemnie mi się z nią spędza czas. W sumie chciałabym mieć młodszą siostrę.
- Są tego plusy, ale też minusy. Uwierz, coś o tym wiem.
- No tak, przecież masz cztery młodsze siostrzyczki. Biedne mają przerąbane. - wystawiła mi język.
- Przecież dobrze jest mieć starszego brata.
- Bardzo dobrze. Są same powody do szczęścia. - mówiła z sarkazmem.
- Może ja jestem inny od twojego brata?
- Na pewno. Gdybym ja leżała w szpitalu, na pewno by mnie nie odwiedził. No może raz, ale to też nie jest pewne.
- Jesteście inni od nas.
- To znaczy?
- Wasi rodzice inaczej was wychowywali, niż moi.
- Też jesteśmy ludźmi. To nie znaczy, że jeśli ktoś jest bogaty to jest inny.
- Ale ma inne spojrzenie na świat. - popatrzyła na mnie z zaciekawieniem.
- Przejdziemy się? Chętnie poznam twoje poglądy na ten temat.
- Okey. - powiedziałem, po czym opuściliśmy to miejsce, w którym staliśmy dobre dziesięć minut. Kiedy znaleźliśmy się na podwórku, idąc przez ogromny ogród, zacząłem jej wyjaśniać o co mi chodzi. - Popatrz na to tak. Bogaci ludzie inaczej traktują biedniejszych od siebie. Patrzą na nich z odrazą, uważają ich za gorszych. Bogata dziewczyna nie umówiłaby się z biedniejszym od siebie chłopakiem. Nawet jakby nie był biedny, ale by pochodzili z innych warstw społecznych to również nici z ich związku. Albo na odwrót. 
- Nie każda. No bo mi na przykład między innymi zależy na charakterze tej osoby. A zresztą czasem tacy ludzie są szczęśliwi.
- No to jesteś jedna na milion. - dziewczyna nic nie odpowiedziała, tylko widocznie nad czymś myślała.
- O czym tak myślisz?
- Oglądasz telenovele?
- Skąd taki pomysł?
- Bo to wszystko co mówiłeś, o tym, że bogata dziewczyna nie umówiłaby się na randkę z biedniejszym chłopakiem, albo na odwrót, to się zdarza w co trzeciej telenoveli.
- Widzę, że ty tak.
- Co tak?
- Oglądasz telenovele.
- Nie no coś ty.
- Ja też nie oglądam.
- Jasne...
- No może jeden odcinek z siostrą oglądnąłem.
- Można i tak.
- Duży macie ten ogród.
- To już prawie koniec.
- To dobrze.
- Tylko musimy dojść na miejsce.
- To znaczy?
- Widzisz tą altanę
- Tak.
- Tam właśnie zmierzamy.
- To już nie daleko. - doszliśmy w milczeniu. Był zachód słońca. Rozglądnąłem się dookoła. Z tego miejsca było widać większą część ogrodu.
- Tu jest niesamowicie.
- Dzięki.
- Mama kocha kwiaty? 
- Skąd wiedziałeś?
- Bo często widuję ją na świeżym powietrzu spacerującą pośród nich.
- Obserwujesz moją mamę? - zapytała śmiejąc się.
- Zazdrosna jesteś?
- Tak. - znów zapadła cisza. Dziewczyna oparła się o białą drewnianą barierkę.
- Coś się stało? - spytałem, robiąc to co ona.
- Nie nic.
- Tylko?
- Wspomnienia wracają. Przychodziłam tutaj jak byłam mała i nikt się mną nie interesował. Rodzice albo pracowali, albo robili to co mają w zwyczaju robić do dziś, chodzenie na bankiety i takie tam.
- Czułaś się zapewne samotna, niekochana?
- Troszeczkę. Bycie dzieckiem bogaczy też ma minusy, wiesz? To, że ma się dużo kasy, duży dom, ubrania od projektantów, luksusowe auta, nie jest najważniejsze. Rzeczy materialne nie dają takiego szczęścia, jak zgrana rodzina, prawdziwi przyjaciele czy też kochający chłopak lub dziewczyna. Zależy kogo się woli. - głos jej drżał. Objąłem ją ramieniem.
- Zdaję sobie z tego sprawę. Na prawdę. Możliwe, że źle cię oceniłem.
- Albo ja sprawiałam takie wrażenie. - patrzyliśmy sobie prosto w oczy, dzieliły nas zaledwie milimetry.
- Louis? - szepnęła.
- Cs. Nic nie mów. - i w tedy to się stało. Nasze usta się zetknęły w czułym pocałunku. Języki ze sobą tańczyły. Objąłem ją, a ona zarzuciła mi swoje ręce za szyje. Nie mam pojęcie czemu, ale chciałem by ta chwila się nie kończyła.



*Oczami Harrego

- Harry! - usłyszałem głos swojej siostry, dobiegające z dołu. Najwidoczniej mnie wołała. - Harry!
- Idę! - odkrzyknąłem i pośpiesznie zszedłem na dół. - Co się stało mojej siostrzyczce? - zapytałem.
- Gdzie jest mój telefon?
- A skąd ja mam to wiedzieć? Nie jestem wikipedią. - obdarzyła mnie zabójczym spojrzeniem. - Skąd w ogóle przypuszczenia, że to ja go wziąłem, albo mam coś wspólnego z jego zniknięciem?
- Ty zawsze miałeś skłonności do czytania moich smsów.
- No co?! Ciekawe były.
- Idiota.
- A próbowałaś zadzwonić?
- Wyciszyłam go na lekcje.
- No to ty już masz problem. - powiedziałem, a moja siostra opuściła pomieszczenie. W tedy ja usiadłem na fotel. - Au!
- Co się stało?! - przybiegła wystraszona Gemma.
- Nie ma za co. - podałem jej telefon, który wbił mi się do mojego kościstego tyłka.
- Dzięki Harry. - obdarzyłem ją wymuszonym uśmiechem i wziąłem do rąk leżącą na stole gazetę, bravo. - The Wanted podbijają Wielką Brytanię. - zacząłem czytać na głos.
- Oni są świetni.
- Jakbym ja miał zespół bylibyśmy od nich lepsiejsi.
- Lepsi, jak już coś. To po pierwsze. A po drugie wcale nie.
- Wcale tak.
- Wcale nie.
- A właśnie, że nie.
- Tak.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Tak.
- O co się kłócicie? - powiedziała moja mama, która właśnie wróciła do domu.
- O to, że nasza kochana Gemma nie ma gustu. - odpowiedziałem mojej rodzicielce.
- Właśnie, że Harold nie ma gustu.
- Oj dzieci nie kłóćcie się. Chcę wam kogoś przedstawić. To jest Jerry. - wskazała na mężczyznę stojącego w progu, który przyglądał się całemu zajściu, a my nie zwróciliśmy uwagi, że ktoś nas obserwuje i zaszczycił nas swoją obecnością. - A to moje dzieci, Gemma i Harry. - tym razem zwróciła się do niego.
- Dobry wieczór. - przywitaliśmy go równo, tyle że ja bez większego entuzjazmu.
- Miło mi was poznać. Wasza mama tyle o was mówiła. Oczywiście same dobre rzeczy.
- Ja bym nie przesadzała.
- Ależ mamo, my jesteśmy bardzo grzecznymi dziećmi, prawda Harry?
- Czasami.
- Jerry zostanie na kolację.
- Ja nie jestem głodny, ale jak chcecie to wy jedzcie. - powiedziałem wstając z fotela i kierując się ku wyjściu.
- Harry, gdzie ty idziesz? - wołała z kuchni mama.
- Przejść się. - krzyknąłem i trzaskając drzwiami opuściłem dom. Szybkim krokiem starałem się opuścić ulicę, na której mieszkałem. Szedłem w kierunku jednego z najmniej bezpiecznych miejsc w Londynie, oczywiście nocą. Zarośniętego krzakami parku, w którym świeciła co druga latarnia. Niebawem doszedłem na miejsce. Usiadłem na jednej z ławek, w mniej więcej dobrym stanie i zacząłem myśleć. Myśleć o tym wszystkim co się ostatnio zdarzyło. Rozwód rodziców. Okey, mogli źle się do siebie dopasować. Nie winie ich za to. Jerry. Kto to w ogóle jest? Jak moja matka mogła znaleźć sobie chłopaka, tak szybko? Przecież minął zaledwie miesiąc odkąd dostali rozwód. Z moich rozmyśleń wyrwały mnie czyjeś kroki. Co jak co, ale w tym miejscu pasowałoby zachować jakąś ostrożność. W końcu wiele tu się zdarzyło. Miejsce samo w sobie było ładne, dopóki nie sprowadzili się tutaj wandale i tacy różni niszczący co popadnie. Rozglądnąłem się dookoła. Zobaczyłem dziewczynę. Czarnowłosą znajomą. Ona również na mnie spojrzała.
- Harry? - spytała.
- Zgadza się Rosalie.
- Widzę, że pamiętasz mnie jeszcze.
- Jakbym mógł zapomnieć.
- Co robisz o tak późnej porze w tym miejscu?
- Ciebie mógłbym spytać oto samo.
- Ja wracam z pracy.
- Ja wyszedłem z domu na spacer.
- Aha. Mogę się dosiąść?
- Jasne. - przesunąłem się lekko w bok, a dziewczyna usiadła obok mnie.
- Co słychać?
- Bywało znacznie lepiej.
- Coś się stało?
- Jerry się stał.
- Aha. A kto to?
- Nie wiem nawet.
- Nie rozumiem cię za bardzo.
- Wiem, gadam chaotycznie. Opowiedziałbym ci całą historię z mojego życia, jak ty zrobiłaś ze dwa tygodnie temu, ale nie wiem czy masz czas.
- Na pewno trochę czasu się znajdzie. No więc słucham.
- Moi rodzice rozwiedli się około miesiąc temu. Nie winie ich za to, bo każdy mógł się źle do siebie dopasować. Jednak z początku tego nie rozumiałem, ale to nie ważne. No i dzisiaj moja mama przyprowadziła do domu jakiegoś mężczyznę, właściwie Jerryego. I w tym wszystkim nie rozumiem jak ona mogła tak szybko sprowadzić sobie kogoś nowego. - Rosalie uważnie mnie słuchała.
- Może to nie jest jej chłopak, tylko jakiś przyjaciel. Tego nie wiesz.
- Ale wydaje mi się, że jest inaczej.
- Pogadaj z mamą, a potem zastanowisz się co dalej.
- W sumie masz rację. Dzięki Rosalie.
- Nie ma za co. Mi też by pasowało odwiedzić mamę na cmentarzu.
- Tęsknisz za nią, co?
- Tak. Żałuję też, że jej nie poznałam.
- Już jest strasznie późno. - oznajmiłem patrząc na wyświetlacz swojego telefonu. Wstałem z ławki. - Chodź. Odprowadzę cię.
- Na prawdę nie trzeba.
- Ale na pewno będzie ci raźniej.
- Nie chcę żebyś przeze mnie wracał po nocach, no wiesz w Londynie w tedy nie jest za bezpiecznie.
- Nic mi się nie stanie, mam mięśnie, obronię się.
- Chyba skrzydełka. - powiedziała, po czym zaczęła się śmiać.
- No wiesz? Uraziłaś mnie.
- Przepraszam.
- Dalej jestem obrażony.
- Bardzo cię Harry przepraszam, masz mięśnie jak Pudzian.
- Przeprosiny przyjęte. - rzuciłem z entuzjazmem i ruszyliśmy z Ros w stronę jej domu.



 Następnego dnia...
*Oczami Charlotte

Szliśmy z Liamem przez miasto, aż doszliśmy pod jakiś lokal, MilkShake City.
- Może tutaj? - zaproponował.
- Nigdy tu nie byłam.
- Ja też nie, ale nie zaszkodzi spróbować.
- No więc chodźmy. - powiedziałam. Przeszliśmy przez szklane drzwi i znaleźliśmy się w środku budynku. Pierwsze co, to podeszliśmy do lady, za którą stała ładna czarnowłosa dziewczyna.
- Witamy w MilkShake City. W czym mogę pomóc? - przywitała nas i zaproponowała swoją pomoc.
- Dzień dobry. - powiedzieliśmy równocześnie.
- Poprosimy dwa shaki, jeden bananowy, a drugi... - zaciął się Liam.
- Toffi. - dokończyłam za towarzysza.
- Okey. Czy to wszystko? - spytała z uśmiechem.
- Tak dziękujemy. - powiedział Liam, po czym każdy zapłacił za swoje zamówienie, żeby uniknąć zbędnych kłótni, kto za kogo zapłaci.
- Zaraz przyniosę wasze zamówienie.
- Okey. To my będziemy siedzieć przy jakimś tam stoliku.
- Nie ma problemu. - powiedziała, po czym zniknęła z naszego pola widzenia, a my udaliśmy się na jakieś miejsce.
- No więc o czym chciałeś ze mną rozmawiać? - spytałam Liama, kiedy już siedzieliśmy.
- Głównie o Jen.
- Coś się stało? - spytałam.
- Zamierzasz jej powiedzieć o tym, że ty się dostałaś, a ona nie? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Nie. - powiedziałam - Nie wiem. - poprawiałam się po chwili namysłu. - Przecież nie pójdę tam. Przygoda z Top Model dla mnie skończyła się na tym jak dowiedziałam się, że Jennifer się nie dostała. To było jej marzenie, ona tam chciała się dostać, być, nie ja. I na tym poprzestańmy.
- To czemu nie chcesz jej powiedzieć?
- Troszkę się boję.
- Czego?
- Że może dobrać sobie coś do głowy, typu czemu jej najlepsza przyjaciółka, której na tym nie zależało, a nie ona, która chciała się dostać.
- Rozumiem.
- Nie no, ogólnie kiedyś będę musiała jej powiedzieć, bo się przyjaźnimy, ale jeszcze nie czas na to. Z resztą od tego castingu rzadziej się widujemy. Tyle co w szkole.
- Właśnie miałem to samo mówić.
- Zauważyłeś, że Jen tak jakby schudła?
- To też chciałem poruszyć.
- Muszę z nią pogadać. - powiedziałam. W tym momencie poczułam chłód na swoim ciele.
- Przepraszam. Na prawdę nie chciałam. Straszna niezdara ze mnie. - mówiła dziewczyna od shaków.
- Nic nie szkodzi. - powiedziałam. - W końcu każdemu mogło się to zdarzyć.
- Na prawdę?
- Tak, nie przejmuj się.
- Uff.
- Jestem Charlotte, a to Liam. - wskazałam na przyjaciela.
- Miło mi was poznać, ja jestem Rosalie.
- Nam również.
- Zrobię wam kolejne na koszt firmy. - powiedziała.
- Nie musisz. My będziemy lecieć. Najwyżej innym razem. - powiedział Payne.
- Okey.
- Miło było cię poznać. Do zobaczenia. - rzuciłam.
- Na razie. - pożegnaliśmy się i opuściliśmy lokal.
_________________________________________________
Cześć :) Na samym początku bardzo Wam dziękuję za te ponad 3000 wejść. Jest to bardzo miłe, że tyle Was wchodzi na mojego bloga. Mam nadzieję, że będziecie też komentowały, bo wątpię by wchodził tu jakiś chłopak. Jesteście na prawdę kochane. Dzisiaj daję troszkę długi rozdział. Według mnie nie wyszła mi perspektywa Louisa, a szczególnie ich pierwszy pocałunek, ale wątpię bym coś lepszego napisała, szczególnie w te wkurzające upały. No to do następnego :*

11 komentarzy:

  1. Fajny rozdział.
    Mogłabyś dać coś ze spotkaniem Charlotte i Zayna. Najbardziej mi się o nich podoba ;)
    Buziaczki xoxo.

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny rozdział! :D
    naprawdę fajnie piszesz. :)
    czekam na następne! :>

    zapraszam do mnie: http://letsdothisonelasttime.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zarąbisty, czekam na kolejny rozdział, w międzyczasie zapraszam do mnie http://1dobrocilomojswiatdogorynogami.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Ty marudzisz na część Lou a mi się najbardziej podoba ten pocałunek..aww ^.^ ciekawe co bd się działo po min i szkoda ze takie króciutkie...;P

    http://drunkonlove1d.blogspot.de/
    http://cantyoufeelthechange1d.blogspot.de/

    OdpowiedzUsuń
  5. ja z Oliwią codziennie wchodzimy, żeby zobaczyć czy coś dodałaś :))bo piszesz naprawde świetnie, masz do tego talent ^^ pocałunek był boooski :*
    zapraszamy do nas, may nadzije, że rówinież ci sie spodoba :3

    OdpowiedzUsuń
  6. Hmm .. Nie wiem .. Mam się czuć urażony .. ? : D
    W każdym razie .. Tak , jestem chłopakiem i mogę stwierdzić że ten blog mi się naprawdę podoba . I nie , nie jestem gejem , przecież każdy chłopak lubi się czasem rozczulić na jakimś romansidle .. Spójrzcie bynajmniej na naszego Stylesa ; D
    Ogólnie rozdział fajny , czekam na następny . !

    + Wybacz za Nick , piszę z konta siostry bo nie mam swojego .. : )

    Pozdrawiam , Karol . x

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudownie, perfekcyjnie, normalnie cud, miód i orzeszki... ale błagam ja chcę by Rosalie była Zaynem lub Niallem, błagam! ALe niezależnie od tego jak będzie to i tak ubóstwiam Twojego bloga ^^

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudny rozdział :) Zazdroszczę talentu :) Czekam na nexta i pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
  9. Łoł, świetne. <33
    strasznie mi się podoba. :)

    OdpowiedzUsuń
  10. No więc od paczątku, czyli od Lou. Ich pocałunek może nie był najromantyczniejszą sceną na świecie, ale mi się podoba. Teraz mam tylko nadzieje, że potym jak ją poznał od lepszej strony wybije sobie z głowy plan zemsty. Po następne, nadal nie ogarniam bohaterów, tak jestem okropna przyznaje się bez bicia, ale podoba mi się Twój blog. A i jeszcze Harry, wg mnie zbyt wybuchowo postąpił, skoro jego mama jest szczęśliwa to powinnien choć udawać, że jest miły czy cuś. Tak więc czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń