niedziela, 8 lipca 2012

Dwunasty.

*Oczami Zayna

- Co tu się znów szykuje? - spytałem zajętą jakimiś przygotowaniami do czegoś, moją matkę.
- Uroczysty bankiet. - oznajmiła mi. - Też musisz na nim być.
- Czemu?
- Bo jesteś Malik, Zayn Malik.
- No i co z tego?
- Należysz do rodziny. Będzie tutaj wiele znanych osób. Między innymi Johanssonowie, spotkasz swoją koleżankę Catherine.
- Aha. - nie miałem nic do niej. W sumie to ją lubiłem. W końcu znam ją od czasów piaskownicy. Widywaliśmy się bardzo często i nadal się widujemy, na przykład w szkole. Jednak nie lubiłem tych całych przyjątek co moi starzy wyprawiali. Wolałbym pójść przejść się na miasto, do jakiegoś klubu z kumplami czy coś w tym stylu. No ale cóż zrobić. - O której to się zaczyna?
- O dziewiętnastej, ale bądź wcześniej, bo musimy przywitać gości.
- Genialnie. - powiedziałem od niechcenia i opuściłem salon. Skierowałem się do swojego pokoju by przygotować strój. Wybrałem pierwszy lepszy zestaw, bo w końcu ładnemu we wszystkim do twarzy. Postanowiłem też, że resztę wolnego czasu spędzę nad basenem. Założyłem kąpielówki i ruszyłem do ogrodu, gdzie mieliśmy basen.



*Oczami Charlotte

Nie odbiera. Coś się musiało stać. Wczoraj kiedy poszliśmy do niej z Liamem, nie było jej w domu. No ale bez słowa nie wyjechałaby. A nawet jeśli by tak zrobiła, wiedziałabym o tym, o mieszka w klatce obok i zauważyłabym, że Evansowie gdzieś wyjeżdżają. Martwię się o nią, no bo w końcu jest to moja najlepsza przyjaciółka, odkąd poznałyśmy się na osiedlowym placu zabaw. Czyżby miała mnie dość? Nie wiem. Ale sądzę, że nie. Jesteśmy nie rozłączne. Znaczy byłyśmy. Dopóki nie poszłyśmy na ten cholerny casting do Top Model. W tedy to się stało. Ostatni raz wyszłyśmy gdzieś razem. Potem to już tylko spotykałyśmy się w szkole. A kiedy pytałam czy coś jest nie tak, odpowiadała, że nie i momentalnie zmieniała temat. A może ona wie o tym, że mnie tam przyjęli? Tylko kto by jej to powiedział? W sumie o tym wiedziałam tylko ja i Liam. No ale on by tego nie zrobił. W końcu wczoraj pytał, czy zamierzam jej to kiedyś powiedzieć. To wszystko jest skomplikowane. No ale cóż.
- Charlotte! - z zamyśleń wyrwał mnie głos mojej rodzicielki. - Chodź tu na chwilę!
- Już idę! - odkrzyknęłam. Podniosłam się z podłogi, na której siedziałam i wolnym krokiem ruszyłam ku mojej mamie, zapewne siedzącej w salonie. W końcu stamtąd jej głos dochodził. - Co chciałaś? - spytałam mamę, kiedy już znalazłyśmy się w tym samym pomieszczeniu.
- Wychodzimy dzisiaj na bankiet.
- Gdzie? I po co?
- Do państwa Malików.
- Tylko nie to. - jęknęłam.
- Coś mówiłaś?
- Ja dzisiaj niestety nie dam rady. Umówiłam się z Jennifer. - skłamałam. Nie chciałam spotkać tego kretyna Zayna. I nie przez to, że kiedy się ostatnio widzieliśmy wylałam mu colę na głowę, tylko dlatego, że go po prostu nie lubię. Uważa się za lepszego od wszystkich i ogólnie jest wkurzający.
- To musisz zmienić plany. Idziemy całą rodziną.
- Kevin też idzie? - spytałam. Tak dla uściśnienia, Kevin to mój starszy brat.
- Twój brat studiuje. Nie ma czasu nawet na dojazd, to co dopiero na takie spotkania.
- A może ja też nie mam czasu?
- Charlotte. Zrozum, że twój bart jest dorosły, a ty jeszcze nie.
- Ale już nie wiele mi zostało.
- To nie zmienia faktu, że już możemy cię traktować jako pełnoletnią osobę.
- Wiem o tym. - powiedziałam po czym nastała cisza. Próbowałam wymyślić jakąś wymówkę bym nie musiała tam nie iść. - Mamo, ale ja się źle czuję.
- To najwyżej wyjdziesz wcześniej, ale musisz się z nami pokazać. Idź przygotuj sobie jakąś kreację. - powiedziała. - Bankiet zaczyna się o dziewiętnastej, ale pasowałoby być wcześniej.
- Szlag. - powiedziałam, kiedy znalazłam się w swoim pokoju. Jak zwykle panował tu bałagan. W sumie nic nowego. Ale ważne, że mniej więcej wiem gdzie coś jest.
- A i jeszcze jedno... - powiedziała moja mama, wchodząc do pomieszczenia, gdzie aktualnie się znajdowałam. Minę miała jakby ducha zobaczyła.
- Puka się.
- Przeszło tędy tornado? No nic. Posprzątaj w pokoju.
- A jak nie posprzątam to co? - spytałam z zaciekawieniem. Czekałam na tą jedną, jedyną odpowiedź, która by mnie ucieszyła.
- Nie wyjdziesz z niego dopóki tu nie będzie lśniło czystością.
- Jest. - powiedziałam bezdźwięcznie.
- Ale na bankiet tak czy tak pójdziesz.
- Cholera. - i cała radość, która zbudowała się wewnątrz mnie runęła w mgnieniu sekundy. Trudno. Raz się żyje. W końcu nie jest powiedziane, że się spotkamy. Będzie tam tyle ludzi, że trudno nam się będzie dostrzec. Postanowiłam ze zacznę od posprzątania mojej sypialni. Pościeliłam łóżko, wytarłam kurze, odkurzyłam, pochowałam walające się po podłodze słuchawki od mp3, telefonu, przeróżne ładowarki od urządzeń elektrycznych, klucze, które zgubiłam. No i to byłoby na tyle. Na szczęście w pułkach, szafach i różnych schowkach był porządek. Otworzyłam więc szafę w poszukiwaniu jakichś ubrań, w których jako tako bym dobrze wyglądała. Padło na to. Skoro wybrałam już zestaw, postanowiłam wziąć szybki prysznic, i zrobić sobie jakąś fryzurę. Postanowiłam iż lekko podkręcę włosy i zostawię je rozpuszczone. Bo równiuśkiej godzinie byłam gotowa. Popatrzyłam na zegarek. Było już po osiemnastej. Czyli dużo zajęło mi sprzątanie pokoju. Ale jak się spóźnimy, będzie to wina mamy, bo to ona kazała mi podjąć się tego wyzwania. Wyszłam z pokoju.
- Jestem gotowa. - oznajmiałam rodzicom, którzy stali już w przedpokoju. - Na pewno muszę iść?
- Tak. - powiedzieli równocześnie.
- Jak mus, to mus. - powiedziałam, po czym jako pierwsza opuściłam mieszkanie. Jak najszybciej zeszłam na dół i wyszłam na zewnątrz bloku, w którym mieszkałam. Rozglądnęłam się po parkingu w poszukiwaniu samochodu. Jednak w polu mojego widzenia ukazał się pojazd taty Jennifer. Wyciągnęłam z kopertówki swoją komórkę i wybrałam numer Jen. W dalszym ciągu nie odbierała. Postanowiłam, że przejdę się jutro do niej. I będę stała pod jej drzwiami i waliła w nie, dopóki mnie nie wpuści. Niedługo po mnie na dwór wyszli moi rodzice, z którymi skierowaliśmy się pod nasz pojazd. Wszyscy zajęliśmy miejsca i ruszyliśmy w stronę domu Malika. Niedługo byliśmy na miejscu. Bod ich domem stało wiele aut. My wysiedliśmy z naszego i udaliśmy się w stronę drzwi, które okazały się otwarte kiedy się do nich podeszło, a we framudze stali państwo Malik.... i ich synuś. ,,Ty to masz Charlotte szczęście. Z twoją najlepszą przyjaciółką coś się dzieje, nie chce z tobą rozmawiać, no i jeszcze on. Akurat czemu musiałam go spotkać?!'' No ale najwidoczniej tak ma być. Wola boska.
- Witajcie. - od razu nasi rodzice zaczęli się witać. Nie słuchając co oni w ogóle gadają, rozglądałam się dookoła. Niestety moje spojrzenie natrafiło, na jego spojrzenie. Ale szybko spuściłam wzrok.
- Mam nadzieję, że usiądziemy przy jednym stoliku. - powiedział premier.
- Bardzo chętnie. - chętnie?! Czy was do reszty pogrzało?! - Coś się stało Charlotte? - spytał mnie ojciec, patrząc na wyraz mojej twarzy.
- Nie nic. A co by się miało stać? - spytałam, z wymuszonym uśmiechem.
- Sądząc po wcześniejszym wyrazie twojej twarzy coś się stać musiało. - wygłaszał swoje mądrości i obserwacje.
- Troszkę zimno.
- Tak. Wasza córka ma rację. Wejdźmy do środka. - zaproponowała pani Malik z uśmiechem. Nie wiem jak ona ma na imię. W końcu nie muszę tego wiedzieć, bo raczej nie będziemy utrzymywały kontaktów. Tyle to co przez moją rodzinę. Przeszliśmy przez duży hol i weszliśmy do ogromnego salonu. Na wejściu było widać, że państwo Malikowie postarali się to jakoś przygotować. Źle mówię. Przygotować z klasą, elegancją i luksusem. Sala była ustrojona przeróżnymi kwiatami w kolorze beżu. Na suficie wsiał kryształowy żyrandol. Dookoła poustawiane były bogato nakryte stoły, z białym obrusem, świeczkami, kwiatkami, przy których siedziała część gości. Druga część stała lub tańczyła na parkiecie do muzyki klasycznej, która była grana na żywo. Pośród gości kręciły się kelnerki, ubrane w czarne odświętne mundurki, częstujące szampanem oraz innymi przysmakami. Zajęliśmy miejsce razem z gospodarzami. Z czego nie byłam za bardzo zadowolona, w końcu oznaczało to wieczór blisko Zayna. Ale jestem silna, dam radę. Nie muszę z nim rozmawiać.



*Oczami Catherine

Do Malików jechaliśmy w ciszy. Kiedy byliśmy już na miejscu, moi rodzice oraz brat poszli ku wejściu domu gospodarzy dzisiejszego bankietu, a ja czekałam aż wejdą do środka. Kiedy już to zrobili podeszłam do Louisa i pocałowałam swojego chłopaka. Tommo wolał byśmy jeszcze nic nie mówili. Skoro tak chce, to ja nie mam problemu. Mimo iż znamy się niedługo, w jego towarzystwie czuję się świetnie. Jest mega przystojny, a te jego oczka. Kiedy pocałowaliśmy się kilka dni temu, poczułam się jakoś inaczej. Uświadomiłam sobie, że on mi się podoba.
- Chodź ze mną. - prosiłam.
- Coś ty. Tam są ogólnie inni ludzie.
- Człowiek, jak człowiek.
- Innym razem.
- Na pewno?
- Tak. - już miałam się odwracać i iść w stronę rezydencji Zayna i jego rodziców, kiedy Louis przyciągnął mnie do siebie i złożył na mych ustach gorący pocałunek. - Myślałaś, że puszczę cię bez pożegnania? Teraz już możesz iść.
- Pa. - pożegnałam chłopaka i ruszyłam w stronę drzwi. Kiedy przekroczyłam próg usłyszałam za sobą dobrze znany mi głos.
- Ładnie, ładnie. Catherine Johannson i jej szofer parą.
- Daj spokój Zayn.
- Spoko rozumiem. Każdy czasem potrzebuje zabawić się.
- Nic się nie zmieniłeś. - przytuliłam na przywitanie, swojego kolegę. Nie można tego określić przyjaźnią, mimo wielu lat znajomości. Nigdy nie zwierzaliśmy się sobie.
- Co ci się podoba w tym szoferze?
- Wygląd i wewnętrzny i zewnętrzny.
- Tylko żebyś nie cierpiała. Takie związki skazane są na niepowodzenia.
- A ty co? Jasnowidz?
- Nie. Prorok.
- Aha. - zaczeliśmy się śmiać. - Dawno nie gadaliśmy poza zwykłym cześć w szkole. Co tam słychać?
- A po staremu. A u ciebie?
- U mnie też, poza tym, że mam chłopaka. - chwilę pogadalimy, pośmialiśmy się. Tak jak za dawnych czasów.





*Oczami Zayna

Miło znów było spotkać Catherine. Była moją dobrą koleżanką. Chwile postaliśmy w holu, gadając, śmiejąc się, wspominając.
- Wejdźmy do środka. Nasi starzy na pewno na nas czekają. - zaproponowałem.
- Okey. - kiedy przeszliśmy do salonu, gdzie odbywał się bankiet, wskazałem Cat miejsce, gdzie siedzieli jej rodzice oraz brat. Po czym każde do swojego stolika. Moi starzy zawzięcie o czymś rozmawiali z rodzicami Charlotte. Dziewczyna jednak była jakaś nieobecna. Chwilę przysuchałem się ich rozmowie. Nagle brązowowłosa wstała.
- Przepraszam na chwilę. - powiedziała po czym odeszła. Zrobiłem to samo. Wstałem od stołu i wyszedłem na zewnątrz. Watson najwidoczniej chciała się przewietrzyć, a ja miałem okazję do rewanżu za to co mi ostatnio zrobiła. Nie, nie zapomniałem o tym. Najwidoczniej usłyszała moje kroki, bo odwróciła się w moją stronę.
- Znów się spotykamy, tyle że każde z nas jest same. - powiedziałem chłodno, dziewczyna tylko popatrzyła na mnie i odwróciła się do mnie plecami, jednak szybko znów zwrciła się do mnie przodem.
- Czego ty ode mnie chcesz? - spytała. Jej ton tak jak mój był chłodny.
- Może przeprosin? Tak, to jest to. O to mi chodzi.
- Nie mam za co cię przepraszać!
- Upokożyłaś mnie przy moich kolegach i zniszczyłaś moją idealną fryzurę!
- Sam się oto prosiłeś.
- Tak, pewnie.
- Na każdym kroku uważasz się za lepszego od wszystkich bo jesteś bogaty, a twój stary jest premierem. Pozycja i pieniądze. Ty tylko na to patrzysz.
- Każdy ma swoje spojrzenie na świat.
- Wiem.
- A zresztą jak byś była na tym samym szczeblu drabiny społeczeństwa, miałabyś takie same poglądy jak ja. - powiedziałem.
- Nie koniecznie.
- Nic nie wiesz Charlotte. - W tedy do głowy przyszła mi Catherine, która spotyka się ze swoim szoferem i sprawia pozory szczęśliwej. Ona jest szczęśliwa. Kłócę się z stojącą przede mną dziewczyną nie słusznie.
- Okey. Jesteśmy inni, daj mi spokój.
- Nie tak szybko. - przybliżyłem się do niej.
- Jeszcze jeden kork...
- To co mi zrobisz?
- To zależy to co ty będziesz mi chciał zrobić.
- Nic.
- To i ja nic ci nie zrobię. Ale pamiętaj, ja jestem nieobliczalna. Przekonałeś się niedawno o tym.
- Tak. Nie było to miłe.
- Zasłużyłeś sobie na to.
- W tedy jakoś dziwnie wyszło.
- Tutaj się muszę z tobą zgodzić.
- Zaraz. W tedy ty zaczęłaś!
- Ja?!
- Nie, ja.
- No właśnie, ty.
- A co ja zrobiłem?!
- Udajesz głupiego, czy na prawdę jesteś?
- Może udaję, a może jestem. Okey, a możesz z łaski swojej powiedzieć na czym te moje zaczęcie polegało?
- Zacząłeś mnie i moich znajomych obrażać od niższych sfer.
- No dobra nie jesteś z niższej warstwy bo jesteś na bankiecie u Malików, ale twoi znajomi...
- Ty się lepiej od nich odwal. Rozumiemy się?
- Zastanowię się. A ty mnie kopnęłaś w czóły punkt i jeszcze wylałaś na moją piękną fryzurkę coca colę!
- No bo jak wcześniej wspomniałam, zasłużyłeś sobie.
- Czym?
- Swoim zachowaniem, słowem i czynami.
- Bo cię do siebie przyciągnąłem?!
- Tak, może dlatego. Z resztą po co to chciałeś zrobić?
- By ci się lepiej przyjrzeć.
- Kup sobie okulary albo soczewki jak nie widzisz. Tak wogóle wyglądało to inaczej...
- Niby, że jak? - popatrzyła tylko na mnie z irytacją. - Nie chciałem cię pocałować!
- To ty powiedziałeś.
- A ty pomyślałaś.
- No coś ty, nie chcę wylądować w psychiatryku.
- Wiesz, inne to tylko marzą o tym, aby zetknąć się ze mną w pocałunku.
- Inne, a nie ja. - powiedziała, po czym po chwili dodała. - Są takie głupie dziewczyny?
- Chciałaś powiedzieć mądre dziewczyny. I tak, są.
- Ta, jasne.
- Nie musisz wierzyć.
- Wiem. Nie wierzę.
- A tak poza tym, ja się za to zemszczę.
- Już się boję.
- Powinnaś.
- A co ty możesz mi zrobić?
- Dużo.
- Aha. Ale pamiętaj, że ja się umiem bronić.
- Zobaczymy. - powiedziałem, po czym podeszłem do niej, przeżuciłem ją przez ramie, było łatwo bo nie tego się spodziewała. Z krzyczącą i kopającą dziewczyną, bo bez tego by się nie obeszło, skierowałem się do mojego samochodu.
- Puszczaj mnie!
- Nie.
- Bo?!
- Bo nie. - kiedy doszedłem pod pojazd, wrzuciłem ją do środka, i pospiesznie sam do niego wszedłem i ruszyłem w drogę.
- Zayn masz mnie w tej chwili wypuścić!
- Niestety, nie ma takiej opcji.
- A mogę wiedzieć gdzie jedziemy?
- Nie, to niespodzianka.
- Od kiedy wrogom robisz niespodzianki?
- My wrogami? Serio?
- Tak.
- Od kiedy mi się tak podoba, jasne?
- Nie.
- I kto tu jest głupi?
- Nadal ty.
- Bo?
- Bo tak i już. Nie zadawaj głupich pytań. Z resztą to nieładnie znikać z bankietu rodziców, tak bez słowa.
- Moi starzy wiedzą, czego mogą się po mnie spodziewać, a do twoich się zaraz zadzwoni. Podasz mi łaskawie numer?
- Nie.
- Okey, sama tego chciałaś. - wyciągnąłem swoją komórkę i wybrałem numer mojej mamy. Odebrała po trzech sygnałach. - Cześć mamo. Chciałem ci powiedzieć, że wyszedłem z bankietu razem z Charlotte. Mogłabyś przekazać to jej rodzicom? Dziękuję. Na razie. - włożyłem telefon spowrotem do kieszeni. - Załatwione.
- Małpa.
- Też cię lubię.
- A ja ciebie nie.
- Ja tak na prawdę też cię nie lubię, ale to chyba wiesz.
- I to bardzo dobrze. W takim razie po co ci ja? I gdzie my jedziemy?
- Co do pierwszego pytania. Bo we dwójkę zawsze raźniej, a tylko ciebie w tedy spotkałem. A co do drugiego. Moja odpowiedź brzmi następująco: zobaczysz jak dojedziemy.
- A daleko jeszcze?
- Nie.
- Okey. - resztę drogi jechaliśmy w ciszy. Po dwudziestu minutach byliśmy na miejscu.
- Jesteśmy na miejscu. - oznajmiłem, po czym wysiałem z samochodu.
- Aha. A po co my tu przyjechaliśmy?
- Zabawić się.
- W howanego czy w berka?
- Potańczyć, napić się czegoś. To jest dom letniskowy mojego kumpla, a dzisiaj szczęśliwym trafem się złożyło, że urządza imprezę.
- To miłej zabawy.
- Co? A ty do kąd?
- Do domu.
- Jesteśmy za Londynem.
- No i?
- No i to z tego, że nie będziesz szła sama przez las.
- A ty kto, moja matka?
- Nie.
- Ojciec?
- Też nie.
- No to jakim prawem chcesz mi rozkazywać?
- Synek premiera jestem, jakbyś jeszcze nie wiedziała, a wiesz.
- A co to ma z tym wspólnego?
- To, że przyjechaliśmy razem i razem wrócimy.
- Chyba śnisz. Ja nigdzie z tobą nie idę.
- Bo?
- Bo cię nie lubię.
- Ale ci się podobam.
- Co?!
- Oj no, nie musisz już udawać. Szalejesz za mną.
- Czy ty czasem nie udeżyłeś główką o chodnik?
- Nie przypominam sobie.
- Ja?! Za tobą?! Chyba śnisz!
- Oj Charlotte, Charlotte. Ciekawe co powiesz na to. - powiedziałem, po czym przybliżyłem się do dziewczyny. Ona na to obdarowała mnie siarczystym policzkiem.
- Ups. Bolało? Jak byś mi się podobał, to bym ci na to pozwoliła, a jak widzisz tak nie jest. - odwróciła się do mnie tyłem. Chwilę postaliśmy w ciszy.
- Ja przepraszam. Nie powinienem był tego robić. - ja przepraszający kogoś?! Ta dziewczyna ma na mnie dziwny wpływ.
- No co ty nie powiesz.
- Na prawdę żałuję.
- Okey, spoko. Zawieziesz mnie do domu, czy mam iść na nogach?
- A nie możemy chociaż na chwilę wejść, a potem cię zawiozę? Proszę.
- Nie.
- Przecież ja tak ładnie cię prosze, a ty nie chcesz się zgodzić.
- Jak powiesz, nalegam.
- Nalegam.
- Głośniej.
- Nalegam.
- Okey. - zgodziła się. Skierowaliśmy się więc w stronę domu mojego kumpla. Chwilę potańczyliśmy, a potem odwiozłem ją do jej domu.

___________________________________________________
Cześć :) No i mamy dwunasty rozdział. Postarałam się by ten rozdział do najkródszych nie należał. Mam nadzieję, że będzie się Wam podobał. A teraz takie małe pytanie. Z jakich perspektyw chcielibyście by był kolejny rozdział? Daję Wam szanse na wybór. Możecie proponować w komentarzach, a ja postaram się coś o nich napisać, powymyslać. Siedemnastego wyjeżdżam do Bułgarii, więc w tym tygodniu dodam może jeden albo dwa rozdziały. Ale będą dłuższe i będą zawierały więcej perspektyw. No więc do następnego : )

14 komentarzy:

  1. Jak mozesz przerywac w takim momwncie? :D kocham to! <3 dodawaj nastepny rozdzial w trybie natychmiastowym! :) tylko najlepiej by bylo jakby to bylo ttlko oczami charlotte i zayna . Oczywiscie oni musza byc parą, tylko fajnie by bylo jakby zayn musial sie troche postarac, ale w polowie rozdzialu zaskok i sie caluja, ona oczywiscie zaczyna cos do niego czuc i sa razem. Taką mam wizję ^^ :D :D ~~asia ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta dwojka dopiero jest udana ;D Szykuje sie parka Zayn i Charlotte ;P A co do Lou to on jej zlamie serce i potem zrozumie ze ja naprawde kocha i beda zyc dlugo i szczesliwie jak w bajkach Disney'a. W nastepnym pojawia sie Niall, Harold i Liam. Dziekuje Dobranoc xo

    http://icant1d.blogspot.de/

    OdpowiedzUsuń
  3. super rozdział czekam na kolejny. Buziaczki xoxo.

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział mmm... Już lubię te dwa przeciwieństwa Charlotte i Zayn. Co do pytania to ja bym proponowała oczami Jennifer, Charlotte i Zayna xD. Pozdrawiam xx. Poinformujesz o nowym?
    http://nie-pytaj-o-sens.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Kocham<333 błagam dodaj następny ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja bym chciała byś w następnym rozdziale opisała Zayna z Charlotte lub Catherine z Lou :)
    Rozdział wyszedł Ci świetny i cieszę się że taki długi :P
    Zapraszam do siebie i liczę na komentarz :D
    http://diary-strewn-with-roses.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Rewelacyjny rozdział! <3
    Charlotte + Zayn? Podoba mi się ;))
    Z niecierpliwością czekam na nn i pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  8. Długo mnie tu nie było, i trochę muszę nadrobić, ale DAM RADĘ <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Genialnie < 33 Wspaniały rozdział ,z niecierpliwością czekam na kolejny XD

    [http://onedirection-1d-imaginy.blogspot.com/]

    OdpowiedzUsuń
  10. Zapraszam na nowy. xx
    http://nie-pytaj-o-sens.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. świetny rozdział! czekam na następne! :D

    zapraszam do mnie: letsdothisonelasttime.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  12. rozdział cudowny, jak każdy na tym blogu ! Czekam z niecierpliwością na nn :3


    +zapraszam do siebie na rozdział 11 ^^

    OdpowiedzUsuń
  13. może być z perspektywy Louisa i Zayna ;)
    rozdział megamegamegamegamega ! :*

    zapraszam do siebie:
    paradise-with-you.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  14. kocham Cię , kocham ten tekst i kocham ten blog ;D
    wejdz też do mnie , mam nadzieję że Cię zainteresuje : http://more.than.this.pinger.pl/ ;)

    OdpowiedzUsuń