*Oczami Julie
Zadzwonił dzwonek. Wszyscy wylecieliśmy z klasy, dlatego że właśnie skończyliśmy lekcję. Skierowałam się prostym korytarzem, aż do schodów prowadzących na dół do szatni. Przebrałam obuwie, przełożyłam torebkę przez ramie i szłam aż do wyjścia. Dosłownie dwie minuty później stałam przed szkołą. Poczekałam na swoje przyjaciółki, z którymi zawsze wracałyśmy razem.
- Gotowa? - spytała mnie Sarah.
- Tak. Chodźmy już. - pośpieszałam je.
- Czemu zawsze ci się tak śpieszy? - spytała mnie druga z dziewczyn, Grace.
- Dużo nauki. - strzeliłam pierwsze lepsze wyjaśnienie, które przyszło mi do głowy. Przecież nie powiem im prawdy.
- Przecież mamy czerwiec. Aż tak dużo nie wymagają. - popatrzyły dziwnie po sobie.
- No i muszę się jeszcze zająć bratem.
- A twoja mama?
- Dzisiaj jest zajęta.
- Aha. No więc chodźmy. - po drodze rozmawiałyśmy o ich planach na nadchodzące wakacje.
- Ja muszę iść po Rayana do przedszkola.
- No to na razie. - pożegnałam się z nimi. Niebawem byłam na miejscu. Weszłam na salę, pełną bawiących się dzieci.
- Julie! - krzyknął mój braciszek, podbiegając do mnie.
- Cześć młody. No to co idziemy do domku? - spytałam go. Pokiwał tylko głową. Ubrałam mu buty, pożegnaliśmy się z panią przedszkolanką i opuściliśmy budynek. Szliśmy w kierunku naszego zamieszkania , rozmawiając. - Jak było dzisiaj w przedszkolu?
- Dobrze. Prawie cały czas siedzieliśmy na podwórku i bawiliśmy się na placu zabaw. - na jego buzi malował się duży uśmiech. Kilka minut później byliśmy już pod swoim domem. Powędrowaliśmy kamienną ścieżką prowadzącą do schodków. Weszliśmy po nich. Podeszliśmy pod drzwi. Nacisnęłam na klamkę i chwilę potem znaleźliśmy się w środku. Po mieszkaniu rozchodził się zapach alkoholu. Weszłam do salonu. Matka jak zwykle leżała na fotelu, pijana. Nie zdolna do niczego. Czyli dzień jak co dzień. Od czasu śmierci ojca, który spadł z rusztowania, dzień w dzień piła. Nie dawała sobie pomóc. Miałam już tego dość. Za miesiąc kończyłam 18 lat. W normalnych warunkach przeniosłabym się daleko stąd, ale nie mogłam zostawić Rayana.
- Jestem głodny. - podszedł do mnie i szturchnął swoją małą rączką.
- A na co masz ochotę? - spytałam, przykucając.
- Na czekoladę! - wykrzyknął radośnie.
- Tym sobie nie pojesz.
- Chcem czekoladę. - przytupnął i zrobił obrażoną minkę.
- No niech ci będzie. - wzięłam go za rączkę i zaprowadziłam do kuchni. Z szafki wyciągnęłam mleczną czekoladę alpen gold. Otwarłam ją i podałam bratu. - Smacznego.
- Dziękuję. - zaczął się zajadać.
- Julie! - ktoś krzyczał moje imię. Dało się słyszeć tupot stóp.
- O nie. - powiedziałam po cichu. Podeszłam do Rayana. Zabrałam mu czekoladę. Na szczęście się aż tak bardzo nie ubrudził.
- Co się dzieje Julie? Dlaczego zabrałaś mi czekoladę? - zapytał.
- Zaraz ci ją oddam. - powiedziałam. Nie miałam czasu na wyjaśnienia, bo w kuchni stanęła nasza rodzicielka. Baliśmy się jej kiedy była pijana. Jak jej coś nie pasowało, czasami dochodziło do rękoczynów. Dlatego wolałam nie narażać siebie, a tym bardziej brata.
- Julie! Przecież cię wołam.
- Właśnie miałam do ciebie iść. - odpowiedziałam.
- Skocz mi po piwo do sklepu.
- Nie sprzedadzą mi. - poinformowałam ją. - Nie jestem pełnoletnia.
- Coś wymyślisz. - już miała wychodzić. - A jeszcze jedno. Jak wrócisz dasz coś do zjedzenia bratu.
- Dobrze. Rayan idziemy na mały spacer.
- Do parku?
- Nie, ale w inne, ciekawe miejsce. - musiałam go jakoś zaciekawić, bo przecież nie zostawię go z nietrzeźwą matką. Wzięłam portfel, spakowałam go do torebki, chwyciłam brata za dłoń i wyszliśmy z domu. Mieliśmy na osiedlu mały sklepik z żywnością. Na szczęście nie było klientów. Podeszłam do lady.
- Dzień dobry. - zaczęłam niepewnie.
- Dzień dobry. W czym mogę ci pomóc?
- Proszę pana, mam taką dużą prośbę.
- Słucham.
- Moja mama nie dała rady przyjść tu osobiście, gdyż źle się czuje. A będziemy mieć gości i wysłała mnie tu po piwo. - musiałam coś naściemniać, bo przecież nie powiem, że matka leży pijana, ma ochotę na alkohol i jak jej nie przyniosę to będę miała przerąbane, a aktualnie mój los leży w jego rękach. - Ona oczywiście to przy okazji potwierdzi.
- Dobrze. - rozglądnął się. - A masz to gdzie schować? - pokiwałam głową. - Jakie?
- Niech mi pan da sześć Lechów. - podał mi sześc puszek. Pośpiesznie zapakowałam je do torebki. - Ilę płacę?
- 27 złotych.
- Proszę. - podałam mu banknot pięćdziesięciozłotowy. Pośpiesznie wydał mi resztę.
- Tylko w razie jakichś komplikacji, proszę powiedzieć, że to nie ode mnie.
- Oczywiście. Bardzo panu dziękuję. Do widzenia.
- Do widzenia. - opuściłam z Rayanem sklep. Wróciliśmy do domu. Podałam matce jedną puszkę, a reszte schowałam do lodówki. Następnie przystąpiłam do odrobienia pracy domowej. Wieczorem zrobiłam bratu tosty, wykąpałam go i położyłam spać. Sama też wzięłam zimny prysznic i zamknęłam się w swoim pokoju. Długo leżałam, nie mogąc usnąć. Myślałam o tym, jak fajnie by było wrócić do domu i móc zobaczyć matkę trzeźwą. Nie bać się kolejnego dnia, ani żadnej sekundy spędzonej pod tym dachem...
*Oczami Rosalie
- Że co?! - wrzasnęłam.
- Za tydzień kończysz 18 lat, dlatego musisz się stąd wyprowadzić. - powtórzyła mi to samo co wcześniej, siostra zakonna.
- To już wiem, ale dlaczego?!
- Takie są zasady Ros. - powiedziała spokojnie.
-
Do diabła z zasadami! Nie możecie mnie wyrzucić z sierocińca, przecież
to mój dom! - byłam zbulwersowana, jak nigdy wcześniej. - Gdzie ja będę
mieszkała?
- Wynajmiesz coś.
- Ciekawe za co?! Nie mam grosza przy duszy.
- Znajdziesz pracę.
- Ciekawe gdzie?!
-
Oj daj spokój dziecinko, będzie dobrze. Pochodzisz, poszukasz, a jak
będziesz mieć jakiś problem Pan Bóg ci pomoże. W końcu wykorzystasz nasze nauki. - łatwo jej mówić, to
nie ją wyrzucają na bruk, bez pieniędzy, wykształcenia, bez niczego...
Nie miałam ochoty ciągnąć tej bezsensownej rozmowy. Obróciłam się na
pięcie, podeszłam do drzwi, nacisnęłam klamkę i bez żadnego słowa
opuściłam gabinet siostry Margaret. Szłam długim korytarzem, aż doszłam
do swojego pokoju. Bez słowa rzuciłam się na łóżko.
- Co się stało Ros? - spytała mnie moja współlokatorka, Rachel.
- Muszę się stąd wyprowadzić. - odpowiedziałam jej.
- Co?! Dlaczego?!
- Bo za tydzień kończę 18 lat. Takie są zasady. - przedrzeźniałam siostrę.
- Ale ty sobie nie dasz rady. - szepnęła załamanym głosem.
- Dzięki, że we mnie wierzysz. - rzuciłam.
- Chodzi mi o to, że nie masz pieniędzy. Jak ona sobie wyobraża twoje utrzymanie się? Hm?
-
Na pewno ma jakąś wizję odnośnie mojego dalszego życia, skoro mnie stąd
usuwa. - blondynka nic mi nie odpowiedziała. - No trudno, muszę
poszukać jakiejś pracy. Nie mam innego wyjścia...
Rano obudziły mnie promienie słońca wpadające przez okno do mojego pokoju. Podniosłam tyłek z łóżka, wyciągnęłam z szafki ubrania i skierowałam się przez długi korytarz aż na parter do klasztornej łazienki. Wykonałam poranną toaletę, wzięłam szybki, zimny prysznic, rozczesałam swoje czarne włosy i założyłam wybrane przez siebie rzeczy. Zaniosłam piżamę do pokoju, strzeliłam ją na moje posłanie, które szybko pościeliłam. Zeszłam z powrotem na to piętro co wcześniej, lecz tym razem udałam się na stołówkę.
- Dzień dobry. - powiedziałam mijając tutejsze siostrzyczki.
- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus, Rosalie. - popatrzyły na mnie jak na kosmitkę.
- Na wieki, wieków. - odpowiedziałam. Zajęłam miejsce przy stole, koło Rachel.
- Cześć. - powitała mnie.
- Hej. - wyciągnęłam rękę po kromkę chleba. Posmarowałam ją masłem, a na to położyłam jeden plasterek szynki i jeden sera, oraz trzy plasterki ogórka i tyle samo pomidora.
- Smacznego.
- Wzajemnie. - pod czas spożywania posiłku rozmawiałyśmy o moich planach.
- I co zamierzasz?
- Udam się dzisiaj do miasta poszukać jakiejś pracy. To tyle co mogę teraz zrobić.
- No tak.
- Może chcesz iść ze mną? - zaproponowałam jej wspólny wypad.
- Czemu nie. To, o której mam być gotowa?
- Pasowałoby od razu po śniadaniu.
- Nie ma problemu. - po śniadaniu od razu opuściłyśmy móry klasztoru i skierowałyśmy się do miasta. Droga zajęła nam niecałe półgodziny. Ja jakoś dawałam radę, może dlatego, że byłam wysportowana. Kochałam piłkę nożną, grałam nawet w rozgrywkach międzyklasztornych. Za to Rachel cały czas jęczała.
- Daleko jeszcze?!
- Tak. - kilka kroków dalej.
- Już?!
- Jeszcze nie.
- No to ile?! Ile?! Idziemy już tak długo!
- Mogłam iść sama.
- A ja mogłam zostać w sierocińcu. - podążałyśmy przed siebie bez zamienienia jakiegokolwiek słowa, aż w końcu postaowiłam coś ogłosić.
- No i jesteśmy! Droga Rachel właśnie weszłyśmy do miasta.
- Jest! - widać było na jej twarzy zadowolenie. - Od czego chcesz zacząć?
- Nie wiem jak mam to zrobić.
- Może po prostupowchodzimy do pierwszych lepszych sklepów i popytamy czy szukają pracowników? - zaproponowała moja blond koleżanka.
- Świetny pomysł. - pochwaliłam ją.
- Dzięki, jakieś mi się zdarzają. - jak powiedziała, tak też zrobiłyśmy. Pierwszy sklep to jakiś spożywczak. Weszłyśmy do środka. Zapytałyśmy czy nie szukają pracowników. Niestey nie. Więc nie tracąc czasu wyszłyśmy z owego budynku i skierowałyśmy się do następnego, i kolejnego, i tak dalej.
- Teraz chodźmy tu.
- No chyba jednak nie.
- Czemu?
- Bo to jest sklep dla jakiś bogaczy!
- No to co? Nie zaszkodzi spytać. - nie miałam siły się z nią kłucić. Weszłyśmy przez szklane drzwi. Już na zewnątrz biło luksusem, a co dopiero w środku. Podeszłyśmy do kasierki.
- Przepraszam, moja koleżanka szuka pracy. - zagadała Rachel. Kobieta popatrzyła na nas, jak na niższą warstwę społeczną, jak szlachta na plebs. Od razu wiedziałam, że nic z tego nie będzie. Zaczęłam się rozglądać po pomieszczeniu. Zobaczyłam, że przygląda mi się jedna z czwórki dziewczyn. Ładna, długie brąz włosy, lekko pofalowane. Gdzieś mojego wzrostu. Zobaczywszy, że również się jej przyglądam, momentalnie obróciła się w stronę swoich towarzyszek.
- Niestety, ale mamy pewne wymogi, jeśli chodzi o przyjmowanie pracowników. - stanęła przed nami, oglądając nas swoimi niebieskimi oczami od góry do dołu. Rozmawiała z nami, od niechcenia. - Przykro mi, ale nie mogę panią pomóc. - wskazała ręką na drzwi.
- Dziękujemy, że straciła pani nas nas swój cenny czas. - powiedziałam sarkastycznie. W szybkim tempie opuściłyśmy lokal. Przeszłyśmy kawałek. - Straciłam jakąkolwiek nadzieję.
- Spokojnie, zaraz coś jeszcze znajdziemy.
- Jasne.
- Spójrz! - krzyknęła Rachel. Wskazała na jakieś drzwi. Podeszłyśmy pod nie. Wisiała na nich karteczka, z której wynikało, że szukają chętnych do pracy. Zaczęłyśmy piszczeć.
- Wchodzimy. - zarządziłam. Podeszłyśmy do lady.
- Dzień dobry. W czym mogę pomóc? - spytała jakiś chłopak.
- Dzień dobry. Podobno szukacie pracownika. - zaczęłam temat.
- Tak, ale to nie do mnie. Proszę poczekać, a ja zawołam szefową.
- Dobrze, dziękuję. - kiedy chłopak odszedł, Rachel obrzucała mnie jakimiś radami bym dobrze wypadła.
- Wyprostuj się i uśmiechnij. Nikt smutasów do pracy nie przyjmuje. - popatrzyła na moje włosy. - Ale ty jesteś rozczochrana, trzeba by cię tu poprawić. - zaczęła mnie swoją ręką rozczesywać.
- Dobra, starczy! - ku nam wyszła jakaś wystrojona kobieta.
- Dzień dobry. - powiedziałyśmy równo.
- Dzień dobry. Panie w sprawie pracy? - spytała z uśmiechem.
- Właściwie to ona. - wskazała na mnie, moja towarzyszka.
- Dobrze, więc zapraszam do mojego gabinetu. - bez słowa powędrowałam za tą kobietą, która za parę minut mogaby okazać się moją szefową. Weszłyśmy do jakiegoś pomieszczenia. Usiadła za biórkiem i gestem ręki pokazała mi bym również tak zrobiła. - No więc, masz jakieś kfalifikacje? - spytała mnie.
- Nie. - spuściłam wzrok. - Po prostu potrzebuję tej pracy najbardziej na świecie. Nie mam pieniędzy, a wyrzucają mnie z sierocińca, bo kończę 18 lat.
- Nie przyjmuję osób bez żadnych papierów, umiejętności. - popatrzyła na mnie. Natychmiast spuściłam wzrok. Czyli mi się nie udało? - Ale zrobię wyjątek. Możesz zacząć od jutra? - spytała mnie.
- Tak. Dziękuję. Bardzo pani dziękuję. - byłam strasznie ucieszona.
- Nie ma za co. - na pożegnanie uścisnęłam jej dłoń i wyszłam z gabinetu. Wyszłyśmy z Rachel przed budynek Milkshake city.
- I co? - spytała mnie z nadzieją.
- Niestety, ale kończymy nasze poszukiwania. - popatrzyła na mnie. - Dostałam te pracę! - zaczęłyśmy skakać z radości, piszczeć, tańczyć. Ale po chwili stwierdziłyśmy, że to głupie. Skierowałyśmy się więc w stronę klasztoru. I tak właśnie od jutra zaczynam pracować na własne utrzymanie.
________________________________________________________
Cześć ;* No i za nami pierwszy rozdział. Mam nadziję, że wam się podoba. Ogólnie kolejne rozdziały będę starała się dodawać w upływie około dwóch czy trzech dni. To wszystko zależy od czasu, weny. Jeżeli czytacie, mam nadzieję, że przynajmniej skomentujecie. Nie napisałam ani prologu, ani jakiegoś małego wstępu, o czym jest ten blog. Generlanie rzecz biorąc o nastolatkach wymienionych po prawej, borykających się z problemami, lub które dopiero pojawią się na ich drodze do upragnionego szczęścia. Po upływie czasu się poznają, wówczas pojawią się nowe problemy, tajemnice, i takie tam. Wszystkiego dowiecie się czytając.
Do następnego ;)
fajnie się zaczyna, ciekawe co będzie dalej :3
OdpowiedzUsuńBardzo fajne.. czekam na nn:) @Yolo_fucking
OdpowiedzUsuńZapowiada się bardzo obiecująco.. ;)
OdpowiedzUsuńNic więcej na razie nie mogę powiedzieć, więc czekam na ciąg dalszy.; )
Pozdrawiam.!
[braterstwo1d.blogspot.com]
Uuuaaa Milkshake city, wiadomo co się kroi ;) A tak na marginesie to już zakochałam się w Rosalie, sama nie wiem czemu xD Blog będzie super, to pewne. Czekam na nn :)
OdpowiedzUsuńPS: zapraszam na moje trzy biedne blogi xD
Podoba mi sie jest swietne i napewno bede czytac:*
OdpowiedzUsuńHej :D
OdpowiedzUsuńNieźle się zaczyna. Jakoś polubiłam Rosalie, mam sentyment do tego imienia ;p
Milkshake city? Wyczuwam głęboką aluzję ;]
No nic. Czekam na nn <3
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńBardzo miło się zaczyna ;) Na pewno będę zaglądała. Czekam na kolejny ;)
OdpowiedzUsuńFajnie piszesz. Spodobało mi się. Zaobserwuję i czekam na następny. Już jak zobaczyłam Rosalie spodobała mi się.
OdpowiedzUsuńciekawy rozdział , fajnie , że tak długi i pierwszy raz spotykam się z tak oryginalnym pomysłem :)
OdpowiedzUsuńJak jest MSC to już coś wyczuwam :P Zajebisty blog. Będę wpadać < 3
OdpowiedzUsuńPodoba mi się pomysł i styl w jaki sposób piszesz ;D
OdpowiedzUsuńCzekam na następny ! ^.^
Naprawdę genialnie się zaczyna to opowiadanie, już nie mogę się doczekać 2 rozdziału. Bardzo mnie zaciekawiła fabuła tego opowiadania ;>
OdpowiedzUsuń[shouldletyougo.blogspot.com]
Fajnie się zapowiada:)
OdpowiedzUsuńCzekam na następny
Świetny, nie mogę się doczekać następnego! ;*
OdpowiedzUsuńŚwietnie! <3 Czekam na 2 rozdział <3
OdpowiedzUsuńhttp://the-world-of-my-lifee.blogspot.com/
Świetnie się zaczęło i nie mogę doczekać się następnego <33
OdpowiedzUsuństrasznie mi sie podoba ten 1 rozdział, mam nadzieję, że szybko będzie drugi ;)) będziemy tu często zaglądać ;*
OdpowiedzUsuńMamy nadzieję, że ty też będziesz nas czytać ;))
dziewczyno masz talent i normalnie już uwielbiam tego bloga ! ;) jakbyś mogła mnie informować o nowych rozdziałach, byłoby fajnie ;)
OdpowiedzUsuńwww.paradise-with-you.blogspot.com
Strasznie mi się podoba :) Jest cudowny, naprawdę masz talent :) Pozdrawiam i czekam na kolejny ;*
OdpowiedzUsuńuuu mnie się podoba , ciekawie się zapowiada . fajnie piszesz . ale za to otwarłam ją (otworzyłam) i starczy (mówi się , a w Twoim wypadku pisze wystarszy , starczy to jest wiek) to Cię zatłuke . wiem czepiam się , ale taka już jestem <3
OdpowiedzUsuńNono, całkiem ciekawie się zaczyna :d
OdpowiedzUsuńCzekam na nastepny. :D
zaje**sty <3
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie wyobraznia1d.blogspot.com
+ obserwuję ; *
No super! To dopiero pierwszy rozdział, a ja już wiem, że ten blog będzie genialny! <3 Świetny pomysł, jeszcze nigdy nie spotkałam się z podobnym blogiem; czekam na nexta i pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńsuper się zaczyna bardzo mi się spodobał twój blog i czekam
OdpowiedzUsuńna nn rozdział
pozdrowienia
Kate :)
zaczynam czytać . Jak na razie zapowiada się bardzo ciekawie ;*
OdpowiedzUsuń